Bundy zdruzgotał wygodne, z góry przyjęte opinie na temat rodzaju ludzi zdolnych do takich potworności, pokazał światu postać zbyt wstrętną, by ją podziwiać, a zarazem zbyt normalną, by z gruntu ją potępić. Był sympatycznym, uroczym, morderczym mutantem.
Tłumaczenie Mateusz Grzywa
Wydawnictwo Bez Fikcji to część Wydawnictwa Niezwykłego, skupiona na literaturze faktu. Rzadko się zdarza, żeby wszystkie książki tak bardzo mi pasowały jak to, z czym wystartowało Wydawnictwo Bez Fikcji. Najpierw było kosmicznie za sprawą książki Ścigając Księżyc, potem poznaliśmy obozową historię Grety Weissmann-Klein, a od jakiego czasu mamy do czytania dwie książki poświęcone Tedowi Bundy’emu. Czuję się trochę tak, jakbym sama wydawała te książki, zupełnie i z premedytacją pod siebie.
Lubię czytać o mordercach, ten temat ciekawi mnie, ale zgłębiam go z bezpiecznej odległości i raczej bez niezdrowej fascynacji. Najbardziej interesujące zagadnienia czy pytania związane z tym tematem to te psychologiczne – dlaczego ktoś zostaje mordercą, jak taka osoba postrzega świat i innych ludzi, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej, skąd w ludziach z jednej strony zło, które pcha ich do morderstw, a z drugiej – ta fascynacja złem, która powoduje, że mordercy stają się celebrytami, a my wszyscy czytamy o nich książki.
Myślę sobie, że gdyby Ted Bundy był współczesnym mordercą, byłby zachwycony Instagramem.
Nie będę Wam przybliżać sylwetki Bundy’ego, jeśli jesteście ciekawi, to spokojnie możecie poczytać o nim w Internecie. To, co ważne w tym momencie to to, że był jednym z najkrwawszych morderców w historii USA, przyznał się do zabicia 30 kobiet, choć ofiar było znacznie więcej. Był pierwszym podróżującym seryjnym mordercą. To też pierwszy amerykański morderca-celebryta, w którym kochały się kobiety, a on sam stał się gwiazdą. Dziwne? Z jednej strony dziwne, z drugiej – nie. Jeśli znamy historię żony Trynkiewicza, jeśli czytaliśmy Laleczki skazańców, wiemy jakie mechanizmy zachodzą, kiedy przestępca staje się obiektem westchnień. Wiemy, ale ciągle nam ciężko zrozumieć. Myślę, że właśnie dlatego te tematy tak ludzi fascynują i dlatego ciągle o tym czytamy, choć gdyby się nad tym zastanowić, jest to co najmniej niepokojące. Rozumiem osoby, chcące się tym zajmować zawodowo, profilerów, kryminologów czy psychologów. Ale zwykły człowiek, czytelnik, który chce sobie przeczytać książkę na dobranoc? Taka ja, która nie wyrabia się z czytaniem na zakrętach, a jednak wybiera dwie książki o mordercy? Niech to pytanie dlaczego gdzieś tutaj zostanie – nie znajdę na nie odpowiedzi, ale mogę Wam napisać, co zainteresowało mnie konkretnie w tych książkach.
Stephen G. Michaud i Hugh Aynesworth nagrali kilkadziesiąt godzin rozmów z Bundym. Na bazie swojej pracy napisali dwie książki – Ostatni żywy świadek. Prawdziwa historia najbardziej znanego seryjnego mordercy w historii, Teda Bundy’ego oraz Ted Bundy. Rozmowy z mordercą. W pierwszej z nich autorzy dekonstruują nam Teda Budny’ego, jakiego znamy z mediów. Piszą o tym, kim był w rzeczywistości – zwykłym człowiekiem, który był mordercą, nikim nadzwyczajnym, choć sam Bundy próbował na takiego pozować. Wszystko zaczęło się od tego, że to Bundy chciał stworzyć o sobie książkę – temat trafił do Stephena, a on, sam nie czując się na siłach, wziął do pomocy Hugh. Jak wspominają autorzy, Ted Bundy był swoim największym fanem i miał bardzo konkretny pomysł na to, jak powinna wyglądać ta książka. Kunszt dziennikarski autorów ujawnił się w tym, że nie dali się zmanipulować i ciągle dążyli do prawdy. Co ciekawe, rozmawiali z nim nie tylko jako dziennikarze, ale również jako licencjonowani prywatni detektywi – licząc na to, że przyzna się do winy. Wpadli na nowatorski sposób rozmowy z Tedem – zamiast dążyć do przyznania się do winy, zapytali go, czy mógłby pospekulować na temat tego, co się wydarzyło. To otworzyło im drzwi do umysłu Teda Bundy’ego.
Ostatni świadek to dokładna rekonstrukcja życia Bundy’ego, jego morderstw, późniejszego procesu i tego, co działo się później, aż do jego śmierci. Natomiast Ted Bundy. Rozmowy z mordercą to zapis nagrań, jakie przeprowadzili z nim autorzy. Na początku tłumacz, Mateusz Grzywa wyjaśnia, co w książce zastaniemy – to spowiedź Budny’ego spisana tak, jak mówił. Bez większej redakcji, bez poprawek. Tekst może męczyć, momentami nie ma sensu, ale tak właśnie mówił Bundy, taki był, tak myślał. W tej książce najbardziej zbliżamy się do zajrzenia w głowę mordercy. I ile Ostatni świadek czyta się komfortowo (ma tyle, na ile komfortowo można czytać książkę o popełnianiu zbrodni, to po prostu reporterski zapis wydarzeń), tak Rozmowy z mordercą wywołują dyskomfort. Ta książka została nazwana we wstępie bardzo wartościowym źródłem i tym właśnie jest. Niewielu morderców tak otwarcie rozmawiało o swoich zbrodniach. Bob Keppel, śledczy, który zajmował się sprawą Bundy’go podsumował to krótko – Bundy, mówiąc o sobie w trzeciej osobie opowiedział autorom jak być seryjnym mordercą.
Z perspektywy zwykłego czytelnika Ostatni świadek będzie książką ciekawszą i taką, w której się więcej dzieje. Znamy takie książki i jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Rozmowy z mordercą będą wymagały więcej wysiłku, mam wrażenie, że są bardziej dla osób zainteresowanych tematem na poważnie. Nie każdy przecież chce aż tak wnikać w głowę Bundy’ego, by spędzić kilka godzin, wysłuchując jego wywodów. Niektórym wystarczy książka o nim. Te dwa tytuły się doskonale uzupełniają, a je dodatkowo jeszcze uzupełnia nefliksowy serial. Warto zwrócić uwagę na to, że nie są to książki napisane na fali popularności morderczych tematów, nie są to teksty napisane zza biurka. To wynik rzetelnej, dziennikarskiej pracy, bezpośrednich spotkań z Bundym i godzin rozmów. To tym samym bezcenne źródło informacji i przedmiot badań wszystkich zainteresowanych światem morderców.