Shin Kyung-Sook || Tłumaczenie Marzena Stefańska-Adams, Anna Diniejko‑Wąs
Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób – to zdanie rozpoczyna jedną z najsłynniejszych powieści Tołstoja Annę Kareninę. Zaczynam dzisiaj od niego wpis, bo będzie właśnie o rodzinie. Jakiś czas temu zachwycałam się powieścią Dworska tancerka – to absolutnie wspaniała książka, która mnie bardzo zaskoczyła. Od niej zaczęła się moja znajomość Shin Kyung-Sook, ale po drugiej przeczytanej książce już wiem, że zagości w moim czytelniczym sercu na dłużej. To właśnie Zaopiekuj się moją mamą, o której wam dzisiaj opowiem.
Ale najpierw rodzina. Macie to szczęście w życiu, że jesteście z pełnej, dobrej i wspierającej rodziny? Jeśli tak, to jak często zdajecie sobie z tego sprawę i doceniacie to? A jak często traktujecie jako coś oczywistego i nie zwracacie na to uwagi? Ja często powtarzam, że każda rodzina jest w jakiś sposób patologiczna, każdy ma coś za uszami. Nie istnieje rodzic, który nigdy nie popełnił żadnego błędu. Ja na przykład mam cudownych, wpierających rodziców, za których dałabym się pokroić, na których mogę polegać i wiem, że zawsze mi pomogą. Chociaż życie nie stawiało przed nami za dużych wyzwań (jestem hetero, nie jestem chora, nie biorę narkotyków, nie piję za dużo, generalnie jestem życiowo grzeczna), więc nie mogę powiedzieć, że wszystkie scenariusze mamy przećwiczone. Ale bywało różnie i na pewno nie powiem, że moi rodzice są idealnie. Oj nie są. Grunt to zdawać sobie z tego sprawę i wspólnie nad tym pracować. Relacja z rodzicami jest super, ale potem już się wszystko urywa. Zawsze zazdrościłam osobom relacji z dziadkami czy nawet pradziadkami. U mnie pod tym względem jest duża luka – rodzice mamy zmarli wcześnie, a rodzice taty to historia godna całej powieści Tołstoja!
Zaopiekuj się moją mamą to historia pewnej rodziny, która zostaje wytrącona z utartych ścieżek codzienności brutalnym wydarzeniem. Kiedy rodzice pojawiają się w Seulu, by odwiedzić dzieci, matka w jakiś sposób się gubi. Czy to mąż nie zwrócił na nią uwagi, czy to jej choroba spowodowała rozproszenie – nie wiadomo. Wiadomo, że nagle osoba, która zawsze była, która była oczywistością, czymś najpewniejszym na świecie, znika. I wtedy powstaje chaos.
Co wiesz o swojej matce? Takie pytanie pada w książce i przy tym pytaniu każdy czytelnik zatrzyma się na moment. No bo co wiesz o swojej matce? Czy postrzegasz ją jak człowieka? Jak kobietę? Osobę, która miała życie przed założeniem rodziny, swoje sprawy, może hobby. Która może nawet jeszcze w małżeństwie nie była tylko matką, robiła mnóstwo innych rzeczy? Czy może jednak to tylko mama, ktoś kto karmi, dba, ale poza tym jest niewidzialna? Ktoś, kogo określa to jedno słowo – mama? Zniknięcie So-nyo uświadamia wszystkim, że pomimo spędzonego wspólnie życia, wcale jej nie znają. I dopiero ta nieobecność, ta pusta przestrzeń po niej wywołuję falę refleksji. To prawda, że zauważamy, że coś mamy dopiero wtedy, kiedy to stracimy.

To nie wielka książka, ale zostanie w czytelniku na bardzo, bardzo długo. To też taka książka, która wywołuje realne zmiany – po jej przeczytaniu jestem przekonana, że inaczej spojrzysz na własną mamę, może porozmawiasz, może dostrzeżesz, może zrozumiesz. Sama narracja też jest niepokojąca – bo autorka nie opowiada nam po prostu historii – zwraca się do bohaterki w drugiej osobie, co od razu daje do myślenia – czy ona mówi też o mnie? Czy ja też na te pytania mam odpowiadać? A zadanie sobie tych pytań i próba odpowiedzi nie jest wcale taką prostą sprawą.
To piękna i wzruszająca książka, choć może być też trudna, w zależności od tego, co czytelnik nosi w sobie. Bardzo mocno polecam!
♦
Świetna recenzja!
Fabuła powieści zapowiada się na tajemniczą i zagadkową, budzi ciekawość i pewien niepokój. Muszę przeczytać…