Shin Kyung-Sook || Tłumaczenie Ewa Rynarzewska
Im bardziej pragniesz zatrzymać przy sobie ukochaną osobę, tym bardziej powinieneś porzucić myśl, że ją zmienisz.
Początek roku zasługuje na piękną książkę, prawda? Dworska tancerka miała premierę na początku grudnia, ja ją przeczytałam w święta i wiedziałam od razu, że to będzie pierwsza książka, o której Wam opowiem w nowym roku. Przy takich książkach zawsze żałuję, że nie umiem ubrać w ładne słowa swoich uczuć i emocji. Że to moje pisanie jest bardziej nastawione na wiedzę i fakty. Ale zrobię co w mojej mocy, by o niej opowiedzieć tak, żebyście zapragnęli ją przeczytać. Teraz już natychmiast!
Dworska tancerka to opowieść o Ri Jin, koreańskiej tancerce, który służy na dworze. Jako dworska tancerka należy do swoich władców, mieszka w pałacu, którego nie może nigdy opuszczać, nigdy nie może wyjść za mąż, w zasadzie istnieje tylko po to, by tańczyć dla przyjemności pary królewskiej i ich gości. Pewnego dnia pojawia się francuski konsul i z miejsca zakochuje się w dziewczynie. Zdobywa pozwolenie na małżeństwo i razem wyjeżdżają do Francji. Piękna historia miłosna? Być może! Ale jest też bardzo prawdziwa, więc na tym się nie kończy. Trudno doszukać się w tej książce szczęśliwego zakończenia, nawet jeśli jako takie rozumiemy różne rzeczy. A może wcale nie? Może jednak można się tego tam doszukać?
Kiedy po raz pierwszy przybył do Korei, trzy razy się zdziwił (…) drugi raz, gdy ujrzał zbiory książek. Widział je nawet w ubogich, pokrytych strzechą chatach. Czytały nawet służące, które trudno było podejrzewać, że znają pismo, one tymczasem nie tylko czytały, lecz przepisywały książki i dzieliły się nimi między sobą.
Ja osobiście bardzo nie lubię nieszczęśliwych zakończeń. Nie lubię kiedy ktoś umiera, nie lubię kiedy ktoś się rozstaje, a najbardziej nie lubię, kiedy los nie pozwala bohaterom być razem. Zawsze powtarzam, że w życiu mamy wystarczająco dużo nieszczęśliwych zakończeń, żeby katować się nimi jeszcze w książkach czy filmach. Dlatego zazwyczaj unikam dramatów, kwestionuję takie zakończenia. Ale zauważyłam też, że to chyba zależy trochę od wieku i od własnych przeżyć. Dzisiaj jestem w stanie o wiele bardziej zrozumieć to, że coś się kończy tak po prostu. Albo że dwójka ludzi nie będzie ze sobą, choć bardzo by chciała. Ciągle się z tym nie zgadzam, ale coraz bardziej to rozumiem. I to właśnie jedna z tych rzeczy, które zachwyciły mnie w Dworskiej tancerce. Relacje między ludzkie – autorka opisała jest tak pięknie, zachwycająco, szczerze i prawdziwie. Tak, że przeżywałam każde jedno spotkanie, każde jedno zdanie. Moc tego tekstu tkwi w tym, że bardzo mocno nie zgadzałam się z pewnymi wydarzeniami czy decyzjami, a jednak wiedziałam, że nie może być inaczej.
To nie tylko opowieść o Ri Jin, choć to ona jest główną osią tej opowieści. Jej życie było fascynujące, a w posłowiu przeczytamy, że podobno istniała naprawdę! A wiecie, że ja takie powieści uwielbiam! Autorka wpadła kiedyś na wzmiankę o tancerce, w której zakochał się konsul i zabrał ją do Francji. Próbowała odnaleźć jakieś ślady o niej, i we Francji i w Korei, nie dotarła jednak do ani jednej wzmianki! Tak jakby Ri Jin nigdy nie istniała. Shin Kyung-Sook postanowiła napisać o niej powieść i to jest jedna z rzeczy, której zazdroszczę pisarzom – możliwość przywracania kogoś do życia i wyciągania go z mroków zapomnienia.
Świat jaki poznała w książkach, zmusił ją do buntu przeciwko światu, który ją otaczał.
Dworska tancerka to opowieść o emocjach – o wielkiej miłości, o poświęceniu, o wierze we własne uczucia. O końcu i braku. O tym, że wszystko w życiu się zmienia, że często nie widzimy najcenniejszych rzeczy, które są blisko nas. O stracie, nieodwracalnej i nieuniknionej. I o tym, że czasami naprawdę nie możemy nic zrobić, choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo chcieli.
Ważna jest też oczywiście Korea. Poznajemy ją jako państwo Joseon , dowiadujemy się o scenie politycznej i gospodarczej, o zamieszkach w 1882 roku, roku imo, tak często przywoływanym w książce. To wspaniała rzecz móc w powieści poznać historię jakiegoś kraju! Oczywiście przy takich rzeczach trzeba być ostrożnym i zawsze sprawdzać, jak bardzo dokładnym jest autor. Tutaj nie mamy wątpliwości, bo tłumaczka Ewa Rynarzewska opatrzyła tekst posłowiem, w którym wszystko wyjaśnia.
Ale ta książka ma jeszcze jedną ważną zaletę i rolę. Zwraca uwagę na inne kultury i ich wzajemne traktowanie. Jak została przyjęta Koreanka we Francji w XIX wieku? Jakie miejsce miał biały w Korei? Jak był postrzegany? Jak funkcjonowało społeczeństwo koreańskie? Czy człowiek może być własnością drugiego człowieka? Ri Jin przeprowadza z Collinem rozmowę na temat dzieł sztuki, które znajdują się we francuskich muzeach – według Ri Jin zostały zagrabione prawowitym właścicielom, według Collina – zostały uratowane od zguby. Znajdziemy w tej opowieści dwa różne spojrzenia, zachodni i wschodni, i to nie tylko na sztukę. Warto tę książkę przeczytać powoli i uważnie, bo oprócz przepięknej historii wyjątkowej kobiety znajdziemy w niej jeszcze powód do głębszych rozważań na bardzo wielu płaszczyznach.
To chyba moja pierwsza powieść południowokoreańska, ale już wiem, że na pewno nie ostatnia tej autorki. Bardzo Was zachęcam do czytania książek z całego świata, a do tej konkretnej szczególnie mocno! To prawdziwa perełka!
♦
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Dworska tancerka, […]
[…] od niego wpis, bo będzie właśnie o rodzinie. Jakiś czas temu zachwycałam się powieścią Dworska tancerka – to absolutnie wspaniała książka, która mnie bardzo zaskoczyła. Od niej zaczęła […]
[…] moje czytelnicze serce! Po polsku mamy jej trzy powieści – najpierw zakochałam się w Dworskiej tancerce, potem wzruszyłam Zaopiekuj się moją mamą, a dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o trzeciej […]