Poprzedni pucz nauczył mnie, że od przewrotów są generałowie. Kucharz jest od tego, żeby mieć umyte ręce i czysty fartuch. I żeby gotować. Nic cię nie zwalnia z pracy, bo jak oni już zrobią pucz, to przyjdą z pustymi brzuchami i dopóki masz dla nich coś dobrego, jest szansa, że cię nie zabiją.
W ramach współpracy z Virtualo znowu sięgnęłam po książkę, której pewnie szybko bym w papierze nie przeczytała. A jednocześnie od razu wiedziałam, że chcę ją poznać. Do tej pory nie czytałam nic napisanego przez Witolda Szabłowskiego, być może dlatego, że specjalizuje się w Turcji, a mnie te regiony jakoś niespecjalnie pociągają. Najczęściej czytam książki ze względu na temat właśnie, ale w końcu nasze drogi pisarza i czytelnika przecięły. Najnowsza książka Szabłowskiego jest dokładnie tym, co lubię – pokazaniem historii z nietypowego punktu widzenia. Jeszcze lepiej, kiedy tym nietypowym punktem widzenia jest kuchnia. Na blogu znajdziecie tekst o bardzo ciekawej książce Marii Barbasiewicz W kuchni jak na wojnie – jeśli zainteresuje was ten temat, sięgnijcie po nią koniecznie.
Pomysł Szabłowskiego może wydawać się na początku co najmniej dziwny. Autor postanowił odnaleźć kucharzy pięciu dyktatorów i zapytać ich o to, co pamiętają z tamtych czasów. Czy reportaż o dyktatorach oczami kucharzy może się udać? Bardzo szybko okazuje się, że pomysł jest nie tylko dobry, ale wręcz doskonały. Jeśli czytaliście jakąkolwiek książkę o historii jedzenia czy o historii i jedzeniu, wiecie bardzo dobrze, że to najlepszy sposób, by o wydarzeniach historycznych opowiadać. Dlaczego? Bo każdy, niezależnie od tego, kim jest, musi jeść. Nawet dyktatorzy. To rzadki punkt widzenia, dlatego tym bardziej ciekawy. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia – kucharze to bardzo często najbliżsi współpracownicy, dzięki temu mają szansę obserwować wielką historię z bliska, a być może też na nią wpływać. Rzadko się o tym mówi, a właśnie Szabłowski zwraca na to uwagę – przecież człowiek głodny, to człowiek zły. Kiedy mówimy o dyktatorach, ta złość może przybrać całkiem realne i tragiczne konsekwencje.
Szabłowski pracował nad tą książką cztery lata. Na Kubie spotkał się z Erasmo i Flores, dwoma kucharzami Fidela Castro, w Albanii z Panem K., kucharzem Envera Hodży, w Kenii poznał kucharza Otonde Odera, który gotował dla prezydentów Ugadny, Miltona Obote i Idiego Amina, w Iraku rozmawiał z Abu Alim, ostatnim żyjącym kucharzem Saddama Husajna, a w Kambodży z Yong Moeun, kucharką Pol Pota. Każdy z tych dyktatorów ma na sumieniu tysiące ludzkich istnień, każdy z nich budził postrach, każdy z nich stał się przyczyną wielu ludzkich tragedii. Dyktatorzy to silne osobowości, które jednym skinieniem palca mogli posłać kogoś na śmierć. Często były to osoby niestabilne, które mogły podejmować decyzje pod wpływem chwili, nie zawsze racjonalne. Nie ma dla nich przyjaciół czy osób nietykalnych, potrafili zlikwidować każdego, kto stał na drodze do władzy lub stanowił zagrożenie (rzeczywiste czy tylko wyobrażone). Jak to jest pracować dla kogoś takiego? I to jeszcze jako kucharz? Karmić, starać się, żeby było smaczne, gotować ulubione potrawy, sprawiać, by ktoś miał siłę rządzić i zabijać, przy każdym obiedzie modlić się, by smakowało?
Szabłowski prowadzi swoją opowieść w bardzo wyważony sposób. Łączy swoje poszukiwania z opowieścią kucharzy. Dzięki temu możemy poznać lekko zarysowane tło historyczne wydarzeń, zorientować się, kim był dany dyktator, wczuć się w atmosferę panującą podczas jego rządzenia. Najważniejszym jednak punktem tej książki są same historie kucharzy. To niesamowite, ile emocji z nich wypływa i jak bardzo są różne od siebie, mimo że przecież tak podobne. Każdy z nich miał swoje podejście i swój sposób radzenia sobie z sytuacją. Szczególnie uderzył mnie ich rozsądek i spokój – kiedy myślimy o gotowaniu dla dyktatora, pierwszym odruchem jest zaprzeczenie, że w ogóle byśmy to zrobili. Ale czasami nie ma innego wyjścia, niż dostosować się do sytuacji.
Jak nakarmić dyktatora to kulinarno-historyczny obraz świata. Szabłowski pokazuje, że wielka historia i jeszcze większe dramaty zawsze przeplatają się z podstawowymi ludzkimi potrzebami. Że dyktatorzy to ostatecznie tylko ludzie, którzy mają ulubione potrawy, których można wprowadzić w dobry humor smacznym jedzeniem, którzy po prostu muszą jeść, jak każdy z nas. Wprowadza nas w świat w tej wielkiej historii od tyłu, kuchennymi drzwiami, żebyśmy mogli posłuchać opowieści z tej drugiej strony. A ona jest zawsze bardziej ciekawa niż teksty z podręczników. Historia to w końcu opowieści o ludziach i warto w takiej postaci ją poznawać.
Co odważniejsi mogą pokusić się o przygotowanie ulubionych potraw dyktatorów, kucharze dzielą się swoimi przepisami.
♦
Wpis powstał we współpracy z
[…] historie i spojrzeć na pewne rzeczy inaczej. Pisałam już o kilku podobnych książkach – Jak nakarmić dyktatora, W kuchni jak na wojnie czy Kapłony i szczeżuje. Nienasycone oprócz tego, że pozwalają […]