Znamy się już miesiąc, a nie odezwałem się do niej ani słowem. Nawet jeśli miałbym coś do powiedzenia, ona i tak nie zrozumie. Skąd ma wiedzieć, że uniesienie brwi oznacza “tak”, a zmarszczenie nosa “nie”. Że z koloru księżyca można wyczytać kierunek wiatru. Z oczu – skąd się pochodzi. A ze śmiechu wszystko inne.
Bardzo lubię książki Ilony Wiśniewskiej. Lubię to może nawet za mało powiedziane. Połykam je w całości, bo pokazują świat zupełnie mi nieznany, a jednocześnie taki, który mnie mocno fascynuje. Zakochałam się w niej po pierwszej książce Białe, potem utwierdziłam w uczuciu drugą książką Hen. Na północy Norwegii. Teraz po lekturze trzeciej książki wiem, że zawsze będę czytać to, co Ilona Wiśniewska napisze.
Śmiech to tutaj naturalna reakcja na drugiego człowieka
Trzecia odsłona zimnego świata autorki to Grenlandia. Od pierwszych słów orientujemy się, że nie będzie to jedynie surowy reportaż przedstawiający fakty. Lud to opowieść o Grenlandii i Grenlandczykach, ale również o samej autorce. Wydaje mi się, że to na razie najbardziej osobista książka. Tu się najbardziej odsłoniła, tu zdradziła najwięcej o sobie. Czytając wszystkie książki po kolei, można obserwować, jak się zmieniała, jak zmieniało się jej podejście do opisywania obserwowanej rzeczywistości, kiedy pojawił się moment odwagi, by pisać o sobie. Bardzo się z tego cieszę, bo Ilona Wiśniewska jest tak samo interesująca jak świat, który opisuje.
Pamiętacie, czytałam jakiś czas temu książkę Adama Jarniewskiego o Grenlandii Nie mieszkam w Igloo. To bardzo rzetelna książka, z której możemy się wielu rzeczy dowiedzieć, nawet takich, które zniszczą nam dzieciństwo (Wymawiając jakieś imię niepoprawnie, łatwo można je przekształcić w zupełnie inne słowo (…) W ten sposób niefortunny błąd popełnił prawdopodobnie nasz pisarz i podróżnik Czesław Centkiewicz, nadając bohaterowi swojej książki imię Anaruk. Słowo anaruk to dość dziwne złożenie, składające się z czasownika “srać” w trybie rozkazującym oraz zaimka rzeczowego “to”, co daje rezultat w postaci nieszczęsnego “sraj to”. Pan Centkiewicz nie zrobił tego zapewne umyślnie, pisał po prostu ze słuchu, a imię chłopca brzmiało najprawdopodobniej Amaroq, czyli “wilk”). Wiedząc już co nieco o tym kraju, do książki Ilony można podejść pewniej. Bo ona nie chce opowiedzieć nam o Grenlandii wszystkiego, wie, że tego nie da się zrobić. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że ucieka od oczywistości. Owszem, jest historia, są fakty, jest polityka, geografia, są podstawowe informacje po to, żebyśmy skończyli tę książkę bardziej świadomi. Ale Ilona Wiśniewska bardziej tworzy klimat, jaki tam jest, tak żebyśmy mogli go poczuć, chociaż przez chwilę. Doskonale jej się to udaje. Lud to książka, z której przebija spokój, ale fatalistyczny, radość, ale taka trochę smutna, nadzieja, ale taka nieśmiała. Pozytywne miesza się z negatywnym, pewnie tak jak w każdym kraju, ale na Grenlandii wszystko jest wyostrzone, jest bardziej.
Grenlandia na zawsze podnosi brwi i kąciki ust.
Ilona Wiśniewska podczas swojego pobytu na Grenlandii pracowała jako wolontariuszka w domu dziecka. Bo chciała się na coś przydać ludziom, o których pisze. Podejście warte wspomnienia. Mam wrażenie, że żeby Grenlandczycy dopuścili kogoś do siebie na tyle, żeby mogła powstać z tego książka, trzeba być wyjątkowym człowiekiem. I ona taka jest, choć pewnie sama tak nie uważa. Lud to piękna książka, o której trudno napisać coś innego od czytajcie! Momentami bardzo konkretna, momentami bardzo poetycka. Tym razem jest mniej historii, a więcej ludzi. Poznajemy wielu bohaterów, niektórzy z nich mogą zostać nam w głowie na dłużej. Wszystko jest przeplatane pięknymi zdjęciami autorki, a w samej książce zakochacie się już na etapie wyklejki. To też bardzo poruszająca książka – bo kiedy się czyta o konkretnych ludziach, kiedy poznaje się konkretne historie, często smutne i dramatyczne, coś w czytelniku drga i coś książka w środku porusza. I takie książki warto czytać. Zawsze.
♦
♦
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – Lud, […]