Kilka dni temu pisałam Wam o moim patronacie Bułgarii Magdaleny Genow. Uwielbiam takie książki i zawsze korzystam z możliwości poznania trochę lepiej ich autorów. Więc dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką – oczywiście przede wszystkim o Bułgarii, ale nie tylko. Smacznego!
Często jeździsz do Bułgarii?
Do niedawna co roku. Obecnie raz na dwa lata. Właśnie przypada ten rok bez odwiedzin i już mnie nosi, czegoś mi brakuje.
Zastanawiałaś się kiedyś nad przeprowadzką?
Rozważałam tę opcję, ale perspektywy zawodowe w Polsce są znacznie lepsze.
Na początek muszę zadać to przewidywalne pytanie – skąd pomysł napisania książki?
Prowadziłam przez pięć lat bloga o Bułgarii, więc książka jest trochę kontynuacją tej działalności. Pomysł narodził się na messengerze. Na co dzień pracuję w wydawnictwie i rozmawiałyśmy z koleżanką o poszerzeniu serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego. Doszłyśmy do wniosku, że fajnym kierunkiem poszukiwań będą Bałkany, a blogerzy podróżniczy to grupa, którą wydawcy szukający autorów biorą w pierwszej kolejności pod uwagę przy takich projektach. Właśnie w tym momencie oświeciło mnie, że jestem w targecie poszukiwań 😉 To był dość szalony pomysł, ponieważ przebywałam wtedy na urlopie macierzyńskim. Wiedziałam jednak, że jeżeli wyznaczymy deadline, to książka powstanie, bo ja jestem z tych osób, dla których deadline to rzecz święta. Urlop macierzyński okazał się być finalnie bardziej szansą niż zagrożeniem. Wieczorami, po całym dniu z dziećmi, chciałam robić coś dla siebie, wyjść na chwilę z roli mamy – pisanie było moją odskocznią.
Czy “Bułgaria” była jednorazowym projektem, czy może myślisz o napisaniu kolejnej książki?
Napisałam kiedyś kryminał, ale czytał go tylko mąż ;). Teraz wiem, że ten gatunek, to nie jest moja droga. Redaktor merytoryczna “Bułgarii” Ada Kowaczewa mocno mnie dopinguje, abym coś napisała – w jej opinii ze zleconej książki podróżniczej wychodzi druga książka – osobista, bardziej literacka i w jej odczuciu tym tropem powinnam pójść. Zobaczymy. Póki co potrzebuję odpoczynku – między oddaniem tekstu do druku a rozpoczęciem promocji nie miałam de facto przerwy i będę potrzebować wyciszenia.
Pytam, bo jako czytelniczka zdecydowanie czuję niedosyt Twoich bułgarskich opowieści. Czy odwiedzałaś Bułgarię specjalnie w celu zbierania materiałów? Jeśli tak, to rozmawiając z ludźmi przyznawałaś się do pisania książki? Jaka była reakcja?
Pomysł na książkę powstał w kwietniu 2018, a tak się dobrze złożyło, że cały maj 2018 spędziłam w Bułgarii. Obserwowałam uważniej, w czasie drzemek dzieci zapełniałam notatnik w komórce spostrzeżeniami. Przyznałam się do pracy nad książką tylko kilku najbliższym osobom, bo nie chciałam zapeszyć. Bałam się, że nie sprostam. Zadawałam więc pytania o mentalność, powody do dumy, ale nie zawsze wyjaśniając, że pracuję nad książką. Wydaje mi się, że dzięki temu ludzie szczerzej odpowiadali. Bardzo dużo na tym początkowym etapie researchu pomogła mi ciocia i tata. Dobrze, że wracaliśmy do Polski samochodem, bo przywiozłam z Bułgarii chyba z 30 książek, które miały mnie wspomóc w researchu.
No właśnie – bibliografia w książce jest imponująca! Mogłabyś wskazać kilka najważniejszych pozycji, jakie człowiek zainteresowany Bułgarią powinien przeczytać?
Na pewno “Granicę. Na krawędzi Europy” Kapki Kassabovej. Polecam również książki Marioli Mikołajczak. Jeżeli ktoś lubi bułgarski folklor to koniecznie “W jedności z bogiem i naturą. Rzecz o kulturze ludowej na Bałkanach”.
Czy podczas zbierania materiałów coś cię zaskoczyło? Dowiedziałaś się czegoś nowego?
Zdecydowanie. Zszokowało mnie jak wiele antycznych skarbów ukrytych jest na ziemiach Bułgarii. Zaciekawił mnie projekt badania Morza Czarnego pod kątem wraków i odnalezienie statku Odyseusza. Nie zdawałam sobie sprawy, że w Bułgarii odkryto najstarszą książkę świata. Słyszałam oczywiście o jasnowidzce Wandze, ale nie zdawałam sobie sprawy, że w czasach BRL-u była zatrudniona na państwowym etacie! W bułgarskim folklorze, pełnym magii i pradawnych wierzeń, odnalazłam odpowiedź na wiele frapujących pytań, np. dlaczego ciocia nie gratulowała mi bycia w ciąży.
Opowiedz o technicznej stronie pisania – to łatwy proces? Czy było coś, co sprawiało Ci jakąś trudność?
Wcześniej pisałam głównie opowiadania i wiersze – formy zdecydowanie lapidarne. W pisaniu książki trzeba bardziej puścić flow, dać się ponieść żywiołowi. Na początku pilnowałam każdego akapitu, chuchałam na każde zdanie, ale w ten sposób można by pisać książkę całe życie i jej nie skończyć. Samo pisanie jest dla mnie czymś naturalnym – zawsze było częścią mojego życia: prowadziłam kilka blogów oraz pracowałam jako dziennikarka.
A jak wyglądało Twoje pisanie – rano czy wieczorem, w ciszy czy przy muzyce, od początku do końca czy odwrotnie, w jakimś konkretnym miejscu…
Głównie wieczorami, kiedy zdołałam uśpić dzieci. Jeżeli męża nie było w domu, to w absolutnej ciszy, bo musiałam nasłuchiwać, czy któreś się nie budzi. Jeżeli był, to pozwalałam sobie na puszczenie playlisty z bułgarskimi piosenkami, które pozwalały mi mocniej wejść w temat. Pod koniec musiałam jednak coraz częściej wychodzić z pisaniem z domu. Miałam takie trzy kawiarnie, do których chodziłam na zmianę. Na początku mnie to zachwycało – laptop, kawa, ciastko. Brzmi jak z Instagrama, prawda? 🙂 Potem jednak, kiedy deadline stawał się coraz bardziej palący i nawarstwiały się redakcje, zaczęłam traktować chodzenie do kawiarni jak wyjście do fabryki 😉 W pewnym momencie książka kosztowała mnie sporo zdrowia – nie wyobrażam sobie pisanie jej i równoległego pracowania na etat.
Czy książka ma dokładnie taką formę, jaką sobie założyłaś? Od razu miałaś na nią pomysł czy zmieniało się to w trakcie pracy?
Zdecydowanie książka przeszła ewolucję. Na początku był konspekt, który jednak de facto, oprócz usystematyzowania wiedzy, nie był zbyt przydatny. Zaczynając pisanie nie planowałam wątków osobistych. Te zaczęły się pojawiać pod koniec pisania i zostały rozwinięte pod wpływem uwag redaktor prowadzącej – “tam, gdzie ty jesteś, jest fajniej”. A później z zamierzonej j książki podróżniczej zaczęła “wychodzić” druga książka – reportaż rodzinny, ale hamowałam tę tendencję, aby utrzymać spójność gatunkową projektu.
Twoja książka jest bardzo osobista, ale jednocześnie obiektywna. Trudno to było pogodzić?
Starałam się rozgraniczać narracje – w niektórych rozdziałach wchodzę w rolę narratora politologa, w innych opowieści są rodzinne. Oczywiście zdarzają się miejsca, gdzie łączę perspektywy, ale nawet tam jest to odpowiednio oznaczone. Praca nad książką nauczyła mnie cieniować opinie i ostrożnie wyciągać wnioski.
Wyobrażam sobie, że wiele historii w książce się nie zmieściło. Mogłabyś opowiedzieć o tym, co nie zostało włączone do książki?
W rozdziale o zwierzętach, gdzie piszę o tańczących niedźwiedziach czy bezdomnych psach, chciałam też więcej napisać o delfinach. Ich wykorzystywanie w delfinariach bardzo mnie boli. Rozwinęłam wątek delfinów, które zresztą można obserwować w Bułgarii, na klifach Kaliakry. To jednak było odchodzenie od głównego wątku i tego też musiałam się nauczyć, żeby nie popadać w dygresje :). Generalnie w redakcji wyrzuciliśmy ⅕ książki – np. opowieści o Wasylu Lewskim – bułgarskim rewolucjoniście.
Jestem za to bardzo wdzięczna redaktorom – w pewnym momencie czułam niepokojący przymus oddania jak najpełniejszego obrazu Bułgarii, jakiś mały encyklopedysta się we mnie obudził i redaktorzy ze mnie tę presję zdjęli – nie musisz pisać o wszystkim, i tak książka jest gęsta informacyjnie.
Jest gęsta i to jest w niej cudowne. Powiem szczerze, że nie miałabym nic przeciwko, żeby była grubsza 🙂 Czy pisałaś ją z jakąś myślą przewodnią? Jakbyś miała ująć to, co chciałabyś przekazać o Bułgarii w kilka zdań, to co by to było?
Wyjdźcie poza kurort, poza plażę. Poznajcie Bułgarię, której nie ma w przewodnikach.
Twoje spojrzenie na Bułgarię jest wyjątkowe,bo jesteś pół-Bułgarką. Mogłabyś opowiedzieć o wychowywaniu się w dwukulturowej rodzinie? Ja, wychowując się w jednokulturowej widzę same zalety, ale być może się mylę?
Doświadczenie słodko-gorzkie, którego wartość doceniam dopiero po latach. Jako dziecko za wszelką cenę chciałam być taka jak inni, więc pochodzenie mi uwierało, było czymś o co mnie pytano i w jakimś sensie wyprowadzało mnie to ze strefy komfortu. Problemem była też odległość. Ja strasznie tęskniłam za moją bułgarską rodziną i zazdrościłam dzieciom, które mają dziadków bliżej. Teraz w dwukulturowości widzę same plusy – oprócz oczywistych spraw jak znajomość języka obcego i kultury, także łatwość wchodzenia w buty innych ludzi – w moim słowniku raczej nie ma słowa “normalny”, bo od początku byłam uczona, że jest to kwestia punktu widzenia.
Czy kiedykolwiek spotkała Cię jakaś przykra sytuacja spowodowana Twoim pochodzeniem? Zarówno w Polsce, jak i w Bułgarii?
Opisuję w książce sytuację, kiedy będąc jako dziecko na wakacjach w Bułgarii, koleżanki nie wierzyły mi, że istnieje taki kraj jak Polska. Mówiły: “na pewno jesteś z Czechosłowacji”. Teraz się z tego śmieje, ale dla sześciolatki było to bolesne. W Polsce zdarzało się, że dokuczano mi z powodu pochodzenia, ale tak naprawdę mam wrażenie, że problem bardziej siedział w mojej głowie. Kiedy oswoiłam się z moim pochodzeniem i zaczęłam o tym mówić, okazało się, że nikt nie ma z tym problemu. Być może jest to kwestia dojrzałości – zarówno mojej jak i rówieśników. Najokrutniejsze w wytykaniu różnic są dzieci.
Chciałabym Cię jeszcze podpytać o współczesną bułgarską literaturę. Na kogo powinniśmy zwrócić uwagę, kogo czytać? Wiesz, jaki stosunek Bułgarzy mają do książek?
Statystyki czytelnictwa są podobne jak w Polsce, czyli nie za dobre. Obecnie najbardziej znanym za granicą bułgarskim pisarzem jest Georgij Gospodinow, którego “Fizykę smutku” w tłumaczeniu Magdaleny Pytlak gorąco polecam. Warto również przeczytać niepokojącą i hipnotyczną powieść “Matki” Teodory Dimowej.
Jaka byłaby jedna rada dla kogoś, kto wybiera się do Bułgarii?
Jedz dużo pomidorów 😀
A tak serio – zajrzyj do cerkwi, zapal świecę, zwolnij, wypij “dyłgo kafe” i pamiętaj, że “njama byrza rabota” (“robota nie zając”).
Jakie są Twoje ulubione miejsca w Bułgarii?
Góry – Riła, Piryn, Rodopy.
♦