Neil deGrasse Tyson || Tłumaczenie Jakub Radzimiński
O Neilu deGrasse Tysonie pisałam już wielokrotnie, ale pozwólcie, że powtórzę się raz jeszcze – to jeden z moich ulubionych popularyzatorów nauki! Nie sądziłam, że kiedyś będę miała na półce całą kolekcję jego książek po polsku – i za to serdecznie muszę podziękować wydawnictwu Insignis! Listy od astrofizyka to już czwarty tytuł w tysonowskiej serii. O poprzednich też mogliście przeczytać na blogu – były to Kosmiczne rozterki, Kosmiczne zachwyty i Astrofizyka dla zabieganych. Uważam, że wspaniałym pomysłem było wydanie ich w takiej niewielkiej formie – wyglądają razem fenomenalnie, ale też bardzo zachęcająco! Taką książkę można wziąć ze sobą wszędzie, może ją czytać fragmentami, albo jak ja, wszystko naraz! Wszystkie są o kosmosie, o różnych jego aspektach i jeśli chcecie dowiedzieć się szczegółów – poczytajcie wcześniejsze wpisy.
Ja na każdą kolejną książkę Tysona czekam z wielką niecierpliwością. Listy od astrofizyka pochłonęłam od razu i tak sobie myślę, że to doskonała książka na rozpoczęcie przygody z Tysonem albo w ogóle z literaturą kosmiczną czy popularnonaukową. Bo, jak wskazuje tytuł, książka składa się z listów (również maili), które Tyson otrzymuje od różnych ludzi. A raczej otrzymywał w czasie ostatnich dwudziestu lat, z czego większość jest z ostatnich 10 lat, kiedy jego mail był dostępny publicznie. Co to ma wspólnego z nauką, zapytacie. A no to, że Tyson jest osobą, która nigdy nie przestaje być astrofizykiem, a przede wszystkim nigdy nie przestaje być popularyzatorem nauki. Na każde zadane pytanie ma naukową odpowiedź, wyjaśniającą i rozjaśniającą wątpliwości, wytłumaczenie. To wcale nie znaczy, że wie wszystko, absolutnie. Po prostu wie, gdzie szukać.
Co do starożytnych cywilizacji – jeśli Pragnie Pan cofnąć się o 5 tysięcy lat i odwoływać do zachowań, które chciałby Pan naśladować, to proszę rozważyć cały bagaż z tym związany – oddawanie czci kotom, boskość faraonów, obsesję na punkcie kosztownych, przerysowanych, trójkątnych nagrobków. A skoro już mówimy o dawnych cywilizacjach, dlaczego nie włączyć w to Azteków? Czas zacząć wyrywać żywcem serca z piersi dziewic, by zadowolić bogów. Albo zjadać w całości pokonanych wrogów, by przejąć ich siłę. I żeby dopełnić ten obraz – czemu nie umrzeć na jakąś chorobę czy inną zarazę przed 40?
Przede wszystkim możemy poznać Tysona trochę bliżej. Myślę, że sam fakt dostępności maila oraz przeznaczanie czasu na odpisywanie ludziom na dziwne pytania mówi wiele o nim. Jego spokój w tłumaczeniu najbardziej podstawowych rzeczy jest niesamowity. Tak samo jak rozbrajanie ataków wszelkiej maści oszołomów. Tyson pisze o ważnych dla siebie naukowcach, o tym, jak widział upadające wieże World Trade Center i o tym, jak to jest być czarnoskórym naukowcem i jak to wyglądało w przeszłości. Ale przede wszystkim skupia się na wyjaśnianiu ludziom świata – i robi to doskonale! Całość podzielona jest na cztery części – Etos, Kosmos, Patos i Kairos (to terminy wywodzące się ze starożytnej Grecji, konkretnie z dziedziny retoryki – widzicie? Już sam spis treści nas uczy!). Każdy rozdział z kolei podzielony jest na trzy podrozdziały. Tyson porusza między innymi takie zagadnienia jak hejt, negowanie nauki, filozofię, życie i śmierć, wiarę, szkołę, wychowanie. Wiem, to bardzo ogólne stwierdzenia, ale w książce znajdziecie dużo więcej szczegółów.
Czy Wielka Stopa istnieje? Czy kosmici istnieją i czy kontaktują się z nami? Jak napisać scenariusz do filmu, który będzie prawdopodobny z punktu widzenia naszej wiedzy fizyce? Czy możemy ufać osobom, które twierdzą, że widziały ufo? Kiedy będzie koniec świata? Czy możliwa jest teleportacja? Jak pogodzić bycie naukowcem i wiarę w Boga? Czy istnieje szósty zmysł? Co daje nam patrzenie w gwiazdy? Tyson odpowiada na wszystkie pytania w bardzo jasny i zwięzły sposób. Nie wyśmiewa się z pytania i nie wyśmiewa się z pytającego – wszystko traktuje poważnie, tłumaczy, podaje przykłady i przytacza dowody. Najważniejsze jest jednak to, że nie próbuje nikogo przekonać – możesz wierzyć w to, co chcesz, ale proszę, tu są dowody, że jest inaczej. Zrób z nimi co chcesz. Bardzo do mnie przemawia takie podejście!
O wiele lepiej skupić wysiłki na poszukiwanie użytecznych dowodów, zamiast na próbach przekonania innych do prawdziwości swoich twierdzeń przy całkowitym braku weryfikowalnego materiału dowodowego.
W tej książce znajdziecie też kosmiczną perspektywę, o której tak dużo mówię – wymienione w punktach o co w niej tak naprawdę chodzi. Moim zdaniem warto się z tym zapoznać – przeczytać i przemyśleć. Listy od astrofizyka to bardzo wszechstronna lektura. Z jednej strony poznajemy odpowiedzi na naukowe pytania i dowiadujemy się nowych rzeczy. z drugiej strony obserwujemy zderzenie tylu punktów widzenia! Tylu ludzi, każdy z jakąś wizją świata. Widzimy, jak konstruują pytania, widzimy, jak błędnie wysnuwają wnioski, widzimy na czym opierają swoją argumentację. I co najważniejsze, widzimy jak Tyson im odpowiada. To naprawdę niezła lekcja komunikacji i traktowania każdego jak równego sobie, nawet jeśli właśnie napisał Ci, że Ziemia jest płaska.
Zawsze Was do tego namawiam – czytajcie Tysona! To bardzo rozsądny gość, który bardzo dużo wie i swoją wiedzą się dzieli. Żal nie skorzystać! Tutaj dodatkowo mamy jeszcze bardzo duży udział pierwiastka ludzkiego – jeśli przerastają Was książki popularnonaukowe albo kosmiczne, poczytajcie o ludziach, którzy zadają pytania i poznajcie odpowiedzi na te pytania. Gwarantuję, że otworzy Wam się nie jedna szufladka w głowie.
♦