Kirke to doskonały przykład tego, że czasami jednak oceniamy książki po okładce. Wydawnictwo Albatros zdecydowało się utrzymać angielską szatę graficzną, co było strzałem w dziesiątkę! Ta książka zdecydowanie wyróżnia się na tle innych – a do tego pod piękną obwolutą kryje się tak samo piękna twarda oprawa.
Ale w moim przypadku nie tylko piękno formy zdecydowało o tym, że książkę z przyjemnością przeczytałam. Po pierwsze jej bohaterką jest niezależna kobieta walcząca z przeciwnościami losu. A po drugie autorka osadziła akcję w świecie mitologii greckiej, a ja ten świat bardzo lubię. Nie umiałabym wybrać ulubionej epoki literackiej, to jednak do mitologii mam pewien sentyment. Uwielbiałam czytać mity, ale przypuszczam, że dużą część tej fascynacji mogły wywołać seriale telewizyjne, gdyż za mej młodości hitem był Herkules czy Xena, wojownicza księżniczka. Oglądałam nałogowo! No i imię – Diana to przecież rzymska bogini (utożsamiana z grecką Artemidą i staropolską Dziewanną). Po za tym nie miałam wobec niej żadnych oczekiwań i myślę, że to też miało duży wpływ na jej odbiór. Czytałam już kilka zawiedzionych osób, że miała być petarda, a w sumie książka jest całkiem przeciętna. Ja w niej widzę bardzo wiele wartości, ale z trochę zaskakujących powodów.
Kirke to opowieść o córce Heliosa, która została wygnana z pałacu ojca. Zamieszkała na wyspie Ajaja, a jej wkład w mitologię tak naprawdę był niewielki – to u niej zatrzymał się Odyseusz, kiedy wracał do Itaki. Pamiętacie na pewno historię o załodze przemienionej w świnie? To zrobiła właśnie Kirke. Autorka miała świetny pomysł – przedstawienie historii kobiety, czarodziejki, której w mitologii greckiej nie poświęca się tak bardzo dużo miejsca. A jej historia musiała być fascynująca. Madeline Miller posiłkując się strzępami informacji tworzy spójny portret kobiety – najpierw dziewczynki, która niewiele rozumie z otaczającego ją świata, potem młodej kobiety, która po raz pierwszy przeżywa wiele emocji. Obserwujemy jej dojrzewanie, by na końcu książki pożegnać w pełni ukształtowaną, świadomą i pewną siebie kobietę.
Myślę, że dla fanów i wielbicieli mitologii ta książka będzie doskonała. Świat bogów, tytanów, nimf, półbogów jest fascynujący. Miller opierała się o mity, więc historie są nam wcześniej znane, ale potraktowała je w prawdziwie zacny sposób – rozwinęła, dopowiedziała, wyobraziła sobie ciąg dalszy. Greccy bogowie są jak ludzie ze wszystkimi naszymi wadami – są źli, zazdrości, małostkowi, złośliwi, lubują się w zemście, morderstwach, karach. To wiemy z mitologii. Ale kiedy dołożymy sobie ten ludzki pierwiastek, który wprowadziła Miller, robi się z tego mieszanka wybuchowa! Przykład? Odyseusz! Jego historia zupełnie wbiła mnie w ziemię – w tej książce nie jest bohaterem, który rozmachem powrócił do Itaki. Jest zniszczonym żołnierzem z prawdopodobnym zespołem stresu pourazowego, niebezpiecznym dla swojego otoczenia. Ten punkt widzenia bardzo mnie zachwycił, a takich przykładów jest dużo więcej!
Kirke uświadomiła mi, że mimo młodzieńczej fascynacji mitami, albo czytałam je dość niedokładnie, albo większość zapomniałam. Już piszę dlaczego. Czytałam tę książkę z Wikipedią. Kiedy padało jakieś imię albo kiedy pojawiał się jakiś bohater, ja czytałam jego historię na Wikipedii. Po to, żeby dowiedzieć się dokładnie, jaki jest dany mit i żeby móc zobaczyć, co Miller z nim zrobiła. Moja pierwsza myśl – wow, jeśli myślicie, że George R.R. Martin dużo zabija i komplikuje relacje swoich bohaterów, to jesteście w błędzie. Martin się nie umywa do mitologii greckiej! Co tam się nie działo! Mam wrażenie, że nawet scenarzyści Mody na sukces nie mogą się mierzyć z mitologią grecką. Przykład? Niech będzie znowu Odyseusz. Odyseusz ma żonę Penelopę i syna Telemacha. Kiedy ląduje na wyspie u Kirke, oczywiście ona zachodzi z nim w ciążę i rodzi syna Telegonosa. Odyseusz wraca do Itaki. Potem, kiedy Telegonos dorasta, płynie do Itaki, żeby poznać ojca. W przypadkowej bójce zabija go. A na koniec bracia przyrodni poślubiają swoje macochy – Telemach staje się mężem Kirke, a Telegonos mężem Penelopy. I co Wy na to?
To są wielkie zalety tej książki. Bardzo lubię wykorzystanie legend, baśni czy właśnie mitologii do opowiedzenia swojej historii. Lubię też ciągi dalsze, choćby najdziwniejsze (czytaliście Dziki łabędź i inne baśnie Michaela Cunninghama?). Są też rzeczy, które być może nie do końca się udały, ale warto zwrócić na nie uwagę. Sama postać Kirke, jakkolwiek fascynująca i ciekawa, wzbudza mało emocji. Narracja jest pierwszoosobowa i obawiam się, że właśnie to podkreśla jej przeciętność. Ale być może to moje oczekiwania nie pozwoliły cieszyć się do końca z postaci Kirke – wyobrażałam sobie niesamowicie charyzmatyczną postać, silną, ze słabościami oczywiście, ale jednak taką do podziwiania i zachwycania się. Miało być o kobiecie, a koniec końców i tak wszystko kręciło się wokół facetów. Mam lekki niedosyt, bo miał być zachwyt, a jest tylko zadowolenie. Zabrakło czegoś w wykonaniu.
Biorąc pod uwagę długość tego tekstu, sentymentalny powrót do mitologii i odkrycie jej zupełnie na nowo, uniwersalność opowieści i przełożenie jej na współczesne życie oraz piękno wydania – jestem zdecydowanie na tak. Ale warunkiem zadowolenia z tej powieści są ciepłe (co najmniej!) uczucia do mitologii. Może nawet niekoniecznie do greckiej, ale w ogóle do tych dziwnych, magicznych opowieści, które tłumaczą świat. Ja je zawsze lubiłam, a autorka Kirke pokazała mi, jak można spojrzeć na nie w nowy sposób. To bardzo inspirujące!
♦
♦
Hmm, jakoś się obawiam tej książki. Ma tak nachalną reklamę, że boję się, że za tym wszystkim stoi literacka wydmuszka. Z drugiej strony jestem jedną z tych osób, która kocha mitologię grecką i czytała zbiór mitów Parandowskiego z 15 razy, więc może jednak powinnam zaryzykować 😉 Może jak ten szum ucichnie.
No dobra, przekonałaś mnie 😀 Nie jest pierwsza na liście must-read, ale jak gdzieś wpadnie mi w ręce to sięgnę 😉
Ja też zwróciłam uwagę na ukazanie Odyseusza w ten ludzki sposób i insynuowanie zespołu stresu pourazowego – i strasznie mi się to spodobało!
Podoba mi się też twoja uwaga, że pewna słabość książki wynika z narracji pierwszoosobowej. Zdecydowanie coś w tym jest.
Nie wiem, z czego to wynika tak naprawdę. Raczej rzadko mam problem z pierwszoplanową narracją. A tutaj coś nie grało…
Z jednej strony mity greckie mnie aż tak nie fascynują, z drugiej strony – ciągle na studiach muszę do nich nawiązywać i je świetnie znać, co jets nieco kłopotliwe dla kogoś, kto czytał tylko “Mity dla dzieci ilustrowane”. Może to dobry sposób, by w miarę łagodnie nauczyć się tych mitów…
A czytałaś pierwszą książkę tej autorki? “Achilles. W pułapce przeznaczenia”, o ile niczego nie przekręciłam. Baaardzo polecam, nawet bardziej, niż Kirke, którą czytałam po angielsku i podobała mi się, ale z zastrzeżeniami. Za to w Achillesie przepadłam kiedyś z kretesem 🙂
No właśnie! Moja ciekawość zmusi mnie na pewno do posiłkowania się Parandowskim. Tak samo mogłabym czytać poezję barokową, ale zaprawdę, “Kirke” będzie milszą lekturą. 😀
Zapewne 😀
Jeśli podobają Ci się mitologiczne klimaty, a chciałabyś sięgnąć po nieco wymagające science-fiction, to bardzo mocno polecam “Olimp” Dana Simmonsa.
Wreszcie coś innego, niż zylion książek przyrodnicznych, których jest zatrzęsienie w księgarniach.. A Achillesa czytałam i bardzo dobrze go oceniłam. Zatem z przyjemnością sięgnę po kolejną książkę tej autorki.
[…] pewno to, że długo mi się ją czytało, a nie lubię, kiedy książka mi się dłuży. Diana z Bardziej lubię książki niż ludzi uświadomiła mi, że problem może tkwić też w narracji. Madeline Miller oddała głos […]
[…] może być do formy pierwszoosobowej. Nie wiem, co z tą formą jest nie tak – tak samo jak w Kirke przeszkadzała, tutaj też nie do końca była odpowiednia. Czytało się Czarownice doskonale, ale […]
[…] Są książki, które przeczytałam dlatego, że było o nich głośno na Instagramie (na przykład Kirke). Większość osób czyta tylko wybrane, ulubione blogi książkowe, a jednak warto rozglądać […]