Wielokrotnie podkreślałam, że jedną z wielkich przyjemności wynikających z blogowania jest obejmowanie książek patronatami. To stwarza jeszcze większe możliwości wpychania Wam do gardeł dobrych książek, a szalenie lubię to robić. Cieszę się, że moje hobby zostało docenione akurat przez Wydawnictwo Poznańskie – ich książki można brać w ciemno, a wiele z nich wzbudza mój dziki entuzjazm.
Tak jest z Laponią, nową książką duetu Marta i Adam Biernat. Na pewno ich już znacie. Są autorami popularnego bloga Bite of Iceland – jeśli zimne klimaty, to oni. Jeśli macie pytania o Islandię – oni na nie odpowiedzą. Nasi specjaliści od zimna. Marta pięknie pisze, a Adam robi oszałamiające zdjęcia (to samo zdanie napisałam w poprzednim tekście, ale nic w tej kwestii się nie zmieniło). Możecie ich też znać jako autorów książki Rekin i Baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów.
Laponia. Wszystkie imiona śniegu to ich druga książka, ale chronologicznie powinna być pierwsza. Bo Laponia była przed Islandią. Tak pisali na swoim profilu Zanim trafiliśmy na Islandię, spędziliśmy niecały rok w norweskiej części Laponii. Mieszkaliśmy na odludziu prawie 500 km za kołem polarnym. Za sąsiadów mieliśmy całe 15 osób (tyle mieszkańców liczyła nasza malutka wioska) i kilkaset reniferów. Do najbliższego supermarketu jeździliśmy przez tundrę ponad 100 km. Nie o nas jednak jest ta książka. W „Laponii” przyglądamy się przede wszystkim Saamom, czyli rdzennej ludności dalekiej Północy.
Po pierwsze nie można się od niej oderwać. Mam wrażenie, że Laponia pozostaje dla nas takim magicznym miejscem, w którym mieszka Święty Mikołaj. Wszyscy wiemy, że on nie istnieje, ale pojawia się w naszej głowie jako nieświadome skojarzenie, gdy tylko usłyszymy Laponia. Bo tak szczerze, co więcej o tym regionie wiemy? Pewnie, że zimno. Że ładne zorze, noce polarne i renifery. Niektórzy może kojarzą Saamów, inni czytali czyjąś książkę o wyjeździe, inni może sami tam byli. Niezależnie od tego, w jakiej grupie się znajdziecie, tę konkretną książkę warto przeczytać!
Autorzy piszą, że nie o nich jest ta książkę, a ja osobiście trochę żałuję. Bo z wielką przyjemnością poczytałabym o nich właśnie – o ich przygodach, o spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość, o dostosowaniu się do życia tam, o emocjach i wrażeniach. Wiem, że to zawsze są rzeczy bardzo subiektywne, niemniej interesujące. Ale jestem o to też spokojna – a dlaczego, dowiecie się w piątek!
Marta z Adamem obrali inny kierunek, podobny do tego z pierwszej książki. Laponia jest swojego rodzaju zbiorem informacji o Laponii (wiem, zaskakujące!) Poznamy historię tego regionu, dowiemy się, czego na tych terenach szukali entomolodzy, jak poluje się na niedźwiedzie, kim są Saamowie i jak wygląda lapoński namiotowy savoir-vivre. Jest też rozdział oczywiście o reniferach, są też te bardziej nieoczywiste, jak rozdział o szamanach. Przeczytamy o ich kulturze, zwyczajach i tradycjach, ubiorze, jedzeniu, wierzeniach, opowiadanych legendach i tej zwykłej codzienności. Poznamy ogólną historię, ale i wiele detali, drobnostek, które sprawiają, że poczujemy się tak, jakbyśmy na Laponii byli co najmniej raz.
Laponia to nie jeden kraj. Jak pisze Marta Biernat, to legendarna kraina, rozciągająca się trzystu osiemdziesięciu kilometrach kwadratowych. Co więcej, kraina znajdująca się na terenie aż czterech państw: Norwegii, Szwecji, Rosji oraz Finlandii. Wyobrażam sobie jak trudna musiała być próba zamknięcia go w słowa i na ograniczonej ilości kartek. Marta zrobiła to znakomicie – z całej książki wyłania się obraz niezwykłego regionu, bardzo niejednorodnego, wartego poznania. Takiego, który jest trudny i wymagający, ale wiele daje w zamian. Tekst ilustrują oczywiście przepiękne zdjęcia Adama (choć nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że chciałoby się ich więcej!).
Warto przeczytać, żeby się zachwycić, żeby się czegoś dowiedzieć, poznać kawałek świata tak bardzo inny od naszego.
♦
Już drugi raz widzę tę pozycję i naprawdę mnie ona ciekawi. Widzę, że jest wspaniale wydana, a i jej temat jest intrygujący. Odkąd pamiętam bardzo chciałam się wybrać do Islandii, ale też właśnie za koło podbiegunowe. Gdybym mogła, to i na biegun bym się wybrała! Takie podróże muszą być niezwykłe i zazdroszczę ludziom, że mogą na nie jeździć, a potem jeszcze książki piszą na ich temat. Jeszcze po przeczytaniu Twojego wpisu mam narastającą ochotę na tę książkę. Zresztą jak po każdym Twoim poście, który przeczytam. Robisz to wszystko bardzo, ale to bardzo dobrze, no i zdjęcia na instagramie też masz cudowne <3
Rób tak dalej i powodzenia! 😀
Tak jak książki Wydawnictwa Poznaskiego można brać w ciemno tak i książki z Twojego polecenia. Ostatnio w moim zespole ludowym (w którym wszyscy wiedzą, że połykam książki) kolega, który jest podróżnikiem zapytał mnie, czy czytałam tę książkę o Laponii, bo on ma na nią straszną ochotę. I tak się zgadalismy, że ja również bardzo bym chciała ją przeczytać. Kiedyś wpadła mi w ręce książka Defrosted o Islandii właśnie i byłam pod takim wrażeniem, że gdyby nie brak urlopu to wiedziałabym następnego dnia w samolocie ❤️
Nie mogę się doczekać lektury! I bardzo czekam na wywiad z autorami 🙂 (Książkę już mam, ale i tak chciałam podzielić się swoim entuzjazmem :p)
Z ogromną chęcią dowiedziałabym się czegoś o Laponii <3 poza tym czytając Twoje recenzje od razu ma się ochotę sięgnąć po daną książkę 😀
[…] się ich pierwszą książką – Rekin i baran, o Islandii. Teraz zachwycam się Laponią. Marta i Adam Biernat prowadzą bloga Bite of Iceland – to cudownie klimatyczny […]
Laponia kojarzy mi się oczywiście ze Św. Mikołajem i reniferami, a książka zapowiada się bardzo interesująco, więc się zgłaszam 🙂
Hej, książka poleci do Ciebie. Podeślij adres 🙂
Hej, książka poleci do Ciebie, podeślij adres 🙂
To ja jeszcze raz bardzo dziękuję. Adres podałam na insta 🙂
[…] mocno w głowie. Forma tej opowieści jest podobna do wcześniejszych książek z tej serii – Laponii, Rekina i barana czy Szczęśliwego jak łosoś. Maciej Brencz opowiada nam o Wyspach Owczych przez […]