W przypływie ironicznego, ale pełnego sympatii nastroju, lubię więc myśleć o Farerach jako nacji, z przekory i wbrew logice, żyjącej na zawieszonym na równoleżniku 62°N wulkanicznym archipelagu, który pieszczotliwie nazywają klettarnir – Skały. Czym innym bowiem tłumaczyć można obecność ponad pięćdziesięciu tysięcy ludzi na siedemnastu wulkanicznych wyspach rzuconych gdzieś na środek oceanu przez geologiczne procesy sprzed milionów lat?
Jednym z przyjemniejszych aspektów blogowania jest możliwość objęcia książek patronatem i/lub napisanie kilka słów na okładkę. To trudne zadanie, bo jak zmieścić te wszystkie emocje, jakie wywołała lektura w jednym, dwóch zdaniach. Wiem, że blurby to cały biznes i nie zawsze można im wierzyć, ale niektóre są tak trafne, tak pięknie skonstruowane, że można się nimi tylko zachwycać. Dla mnie to ciągle wyzwanie, ale też czerpię z tego wielką przyjemność – to jak zmierzenie się sama ze sobą. Bo choć staram się pisać krótko i zwięźle, nie zawsze mi to wychodzi. To naprawdę niezłe ćwiczenie.
O Farerskich kadrach napisałam tak: Wyspy Owcze to mikro świat. Miejsce, które jest trudne, szorstkie, które nie przyjmuje tak łatwo kogoś z zewnątrz, ale w zamian za wysiłek daje bardzo dużo. Świat, w którym trzeba się odnaleźć na nowo, ale kiedy już to zrobisz, pokochasz go z całych sił.
Ja zakochałam się w tej książce. Nie znałam wcześniej Macieja Brencza, ani jego bloga. Teraz Wyspy Owcze siedzą mi mocno w głowie. Forma tej opowieści jest podobna do wcześniejszych książek z tej serii – Laponii, Rekina i barana czy Szczęśliwego jak łosoś. Maciej Brencz opowiada nam o Wyspach Owczych przez pryzmat własnych doświadczeń, spotkań i obserwacji, ale nie zapomina o faktach. To książka pełna historii, opowieści o kulturze, religii, współczesności i codzienności. O muzyce, języku, relacjach rodzinnych i społecznych, tradycjach, zwyczajach i jedzeniu. Choć o Wyspach Owczych nie miałam zielonego pojęcia, po lekturze mam dziwne poczucie, że je znam. Dziwne, bo przecież to niemożliwe, ale świadczy o świetnej robocie autora!
Maciej Brencz jest doskonałym przewodnikiem po tej przestrzeni pełnej kontrastów, która powstała z brudu zza paznokci Boga. Farerskie kadry to piękna opowieść o miłości do osiemnastu wysp, opowieść, która skutecznie zaraża uczuciem. Małe wyspiarskie przestrzenie są fascynujące. Przy okazji jakiejś innej książki już się zastanawialiśmy nad tym, dlaczego tak jest. Co wyspy mają w sobie, że przyciągają, że są tak inne niż lądy, że kształtują tak mocno ludzi, którzy je zamieszkują? Wyspy Owcze to świat, w którym wszystko jest bardziej i wszystkiego jest mniej. Emocje są bardziej intensywne, podziały bardziej widoczne a relacje bardziej znaczące. To świat z jednym centrum handlowym, 5 skrzyżowaniami, miejsce, gdzie komórki nie mają zasięgu. Zdecydowanie nie raj na ziemi, choć na taki wygląda. Świat kontrastów, które mają niezwykłą moc przyciągania.
Jeśli nie dziś to jutro
farerskie powiedzenie
Autor już na samym początku napisał zdanie, które ustawiło mi całą lekturę. Dzisiaj każdy, kto jeździ może napisać książkę (a mało kto się zastanawia, czy powinien). Maciej Brencz napisał, że nie przyjechał tam zachwycać się, a poznawać i próbować zrozumieć. I tym jest jego książka właśnie – próbą zrozumienia. Kiedy zobaczycie zdjęcia z Wysp Owczych, zrozumiecie, jak bardzo trudno nie zachwycać się. Krajobrazy są przepiękne, można się w nich zakochać, a jednocześnie bardzo skutecznie mogą przysłonić wyspiarską rzeczywistość. Autor docenia piękno, ale opisuje również problemy. Farerskie kadry to nie laurka wystawiona Wyspom – to bardzo rzetelny obraz tamtejszej rzeczywistości ze wszystkim plusami i minusami. I tak jak plusy wydają się nadzwyczajne, tak minusy również urastają do większych rozmiarów. I to w tej książce cenię najbardziej, tak powinny być pisane książki o obcych dla nas miejscach. Pokochałam Wyspy Owcze, mimo że na nich nie byłam, dowiedziałam się bardzo dużo rzeczy o nich, mam w głowie ich prawdziwy obraz, na tyle, na ile to możliwe po lekturze książki. Wspaniała rzecz!
♦
Tych wszystkich, którzy zapałają uczuciem do Wysp po lekturze książki, odsyłam na bloga autora Farerskie kadry
♦
interesujace klimaty, zresztą to o podróżach więc już jest dobrze… 😉
p.s bardzo zgrabną i ciekawą zamieściłaś recenzję na tej książce.
tak tak tak 😀 koniecznie muszę mieć tę książkę 🙂 Takie klimaty to dla mnie must have 🙂 Północ to dla mnie magia…Norwegia, Islandia, Finlandia, Wyspy Owcze i Grenlandia 🙂 Na razie odhaczony malutki kawałek Norwegii, a reszta czeka…Wierzę, ze kiedyś się uda !
[…] pisałam Wam o Farerskich kadrach Macieja Brencza, książce, która sprawi, że zechcecie rzucić wszystko i pojechać na Wyspy […]
[…] też wiele podróży. Poznałam Nieznane życie lodowców, Zaginiony kontynent, Farerskie kadry, Pustynię i morze, miejsce, w którym Zostanie tylko wiatr. Dowiedziałam się, jakie są Pożytki […]
[…] lub znających jakiś inny kraj bardzo dobrze. Dzięki tym książkom byłam już między innymi na Wyspach Owczach, w Finlandii, Hiszpanii czy Bułgarii. A teraz przyszedł czas na Szwajcarię. Autorka nazywa ten […]
[…] Kołaczek), Norwegię (Szczęśliwy jak łosoś. O Norwegii i NorwegachAnny Kurek), Wyspy Owcze (Farerskie kadry. Wyspy, gdzie owce mówią dobranoc Macieja Brencza), Bułgarię (Bułgaria. Złoto i rakija Magdaleny Genow), Finlandię (Finlandia. […]