Jaki jest w tym sens? A przecież w tym nie ma sensu. O to chodzi.
Ganbare! Warsztaty umierania to książka niesamowita i wyjątkowa. Chciałoby się napisać rewelacyjna, ale jednak temat trochę wstrzymuje. Zamiast tego napiszę że jest przeszywająca. Jest jednocześnie i delikatna, bo nie epatuje dramatami (choć przecież miałaby do tego pełne prawo), i tak mocna, że po przeczytaniu niektórych historii musisz się zatrzymać, odłożyć na chwilę. W głowie masz tysiąc myśli, niepoukładanych, i nie do końca umiesz sobie odpowiedzieć na te wszystkie pytania, które cisną się na usta. Kiedy filtrujemy sobie opisane wydarzenia przez nasze europejskie postrzeganie, bardzo wyraźnie czujemy, że coś nam nie gra. I nawet jeśli umiemy wskazać co, to nie wiemy dlaczego.
11 marca 2011 roku nastąpiło trzęsienie ziemi o magnitudzie 9. Największe w Japonii od 140 lat i 4 co do wielkości na świecie. Trzęsienie ziemi było przyczyną tsunami, którego fale w niektórych miejscach dochodziły prawie do 30 metrów. Tsunami uszkodziło elektrownię jądrową Fukushima I, powodując katastrofę jądrową porównywalną do Czarnobyla.
O tym opowiada nam Katarzyna Boni. Jednak tak naprawdę te wydarzenia to tło jej historii. Bo to książka o ludziach. O tych, którzy żyją w kraju, w którym ziemia trzęsie się kilka razy dziennie. W którym można w ciągu swojego życia doświadczyć kilku tsunami, a dzieci w szkole uczą się dróg ewakuacji na równi z japońskim. W którym możesz stracić wszystko. Czasami nie raz, nie dwa i nie trzy. Za którym razem się poddasz i przestaniesz odbudowywać swoje życie? Życie w Japonii to ciągła nauka, to niekończący się warsztat umierania, który oni mają w kulturze, w powietrzu i we krwi.
Jesteś bezpieczny tylko wtedy, kiedy ciągle możesz uciekać wyżej
My mamy wiele, nawet jeśli nam się wydaje, że nie. Prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak to jest – stracić wszystko. Absolutnie wszystko. A stracić wszystko nie raz, ale dwa? Żyć cały czas w świadomości, że w każdym momencie może znowu wszystko zniknąć? Czy tak się w ogóle da żyć? Jak to kształtuje człowieka? Jak żyć, wiedząc że w każdym momencie może zatrząść się ziemia? Kiedy trzeba o tym cały czas myśleć? Mieć wyćwiczone zachowania, które stają się automatyczne? Czy ludzie którzy codziennie patrzą w oczy takiemu zagrożeniu, są inni? To dla nich codzienność, naturalna rzecz, tak jest i już. Dla nas to rzecz niepojęta. Czy ich podejście do życia, do posiadania jest inne? Może cenniejsze zważywszy na ich doświadczenia?
Kultura japońska wzbudza wielką fascynację – przez swoją egzotykę, przez wiek, przez tradycję. Ma w sobie pewną niedostępność, magię, czar, który uwodzi nawet dzisiaj, w super nowoczesnym XXI wieku. Japończycy są wychowani przez swoją kulturę i nawet jeśli nie zgadzają się z jej niektórymi aspektami, to gdzieś to w nich siedzi, głęboko i niezauważalnie. Dzięki książce Boni możemy ich poznać i spróbować zrozumieć, choć moim zdaniem skazane jest to na porażkę. Musi być, bo u nas nie ma trzesięń ziemi, nie ma tsunami. Tak, są inne katastrofy; tak, nie można porównywać cierpienia. Ale połączenie miejsca, które cały czas się trzęsie, które cały czas jest wielką niewiadomą z japońskim duchem, z tą pokorą życia, z tą twardością, poszanowaniem tradycji, wiedzą i wiarą w to, co słuszne jest mieszanką niesamowitą. Dla mnie ocierającą się o coś pięknego i niepojętego, jednocześnie magicznego i boskiego. Współistnienie natury i człowieka, w którym szala przeważa się raz na jedną stronę, raz na drugą. W którym natura niszczy człowieka, ale on mimo wszystko przetrwa.
Katarzyna Boni opisuje dramat tsunami, ale pisze również o dramacie czasu po. Pisze o ludziach, którzy przeżyli, którzy muszą dalej żyć, funkcjonować, pracować, odbudować domy. Pochować bliskich. Poradzić sobie ze stratą. Poznajemy rzeczywistość po potrójnej katastrofie, sposoby Japończyków, jak przetrwać, a nade wszystko, to co najcenniejsze – słyszymy japoński głos. Ten, dla którego to było czwarte tsunami, ten dla którego było pierwsze, i ten, dla którego było ostatnie. Ten, który ma dosyć i wyjeżdża. I ten, który odbuduje po raz kolejny swój dom, bo nigdy nie porzuci ziemi przodków. Ten rozgoryczony, bo został zostawiony sam sobie, mimo obiecanej pomocy. Bo w jednej z warstw tej opowieści poznajemy wersję oficjalną i rządową – co się oficjalnie stało, jakie oficjalnie były skutki i jakie padły obietnice. Katarzyna Boni rozmawia z różnymi bohaterami. Daje nam pełen obraz sytuacji, nie pomijając niczego, mierząc się z tematem w całości.
Ta książka ma japońskiego ducha, czuć to od momentu zawieszenia oka na okładce po ostatnie słowo. To wielka lekcja dla nas – lekcja umierania, ale i życia. Japończycy wiedzą, że warto być przygotowanym. Uczmy się od nich. Mam ochotę napisać cos więcej, ale mam wrażenie, że każde moje słowo psuje tę książkę. Tę opowieść przenika niesamowity spokój, mimo tragedii – tej wielkiej, na skalę światową, i tych osobistych, indywidualnych. Spokój pomimo.
Czytajcie. To ważna książka, która uderzy was bardzo mocno, skłoni do przemyśleń, otworzy parę szufladek, w głowie, duszy czy sercu. Katarzyna Boni bardzo sprytnie prowadzi nas przez ten obcy świat, pokazując nam to, co najważniejsze, ale wnioski zostawiając nam. Opowieść jest konkretna, ale też poetycka. Taki paradoks. Tak jak reportaż z duchami w środku. Tak jak to, że woda zniszczyła wszystko, a reaktor się zepsuł, bo zabrakło wody do chłodzenia. Na koniec chcę Was razem z autorką zaprosić na stronę tsunamireturn. Założył ją David Baxter, kiedy wyłowił u brzegu Alaski jakąś rzecz z napisem japońskim i postanowił odnaleźć właściciela. Strona jest zapełniona pięknymi historiami i przede wszystkim nadzieją. Na stronie głównej przeczytamy, że dla tych, którzy stracili wszystko, odzyskane rzeczy z przeszłości mogą przynieść wielką radość, nadzieję i obietnicę przyszłości.
♦
Dla porównania:
◊ I Ganbare! na Czytamrecenzuje.pl
♦
Czytając o tej książce, trafiłem na tsunamireturn – fascynująca i poruszająca sprawa. A samo “Ganbare” zapowiada się pięknie i boleśnie.
Tak, Boni zaczyna swoją opowieść od tej historii. Cała książka jest naprawdę fenomenalna – spokojna, minimalistyczna, ale jednak wali w brzuch, po głowie i wchodzi pod skórę na długo! Czytaj! 🙂
Recenzja boska, ma się od razu ochotęp obiec do księgarni i zacząć czytać tę książkę 🙂 Już sobie wpisuje na liste “do przeczytania”
Ojej, dziękuję :* Czytaj koniecznie 🙂 Jest naprawdę piękna 🙂
Czarujesz słowem i genialnie piszesz, aż ma się ochotę rzucić wszystko i zabrać się za czytanie 🙂
Dziękuję Ci pięknie! :*
Świetna recenzja! Kocham wszystko, co japońskie i o książce słyszałam już wielokrotnie, ale twój tekst upewnił mnie w tym, że ta pozycja idealnie wpisuje się we wszystkie moje oczekiwania. Muszę przeczytać!
[…] trzecim miejscu genialny, absolutnie perfekcyjny i zachwycający reportaż Katarzyny Boni Ganbare! Warsztaty umierania. Nie chcę tu powtarzać, więc zapraszam Was do recenzji. Dawno nie czytałam ksiązki, która by […]
[…] Ganbare! Warsztaty umierania Katarzyna Boni (Wydawnictwo Agora). W recenzji napisałam, że ta książka jest przeszywająca. Rzadko mi się zdarza, że czytam książkę o śmierci i tak trudnych sprawach, napisaną tak pięknie, delikatnie i spokojnie. Książka jest minimalistyczna, a przez to tak bardzo japońska. Podziwiam autorkę, że potrafiła wejść do obcego świata i tak doskonale go zrozumieć. Choć o wielkich tragediach, ta książka jest piękna i bardzo trudno ją zapomnieć. Dla mnie doskonała. […]
[…] http://bardziejlubieksiazki.pl/ksiazki/reportaze/ganbare-warsztaty-umierania/ […]
[…] stopnia stereotypowy. Kwitnące wiśnie, bogata kultura, słowo ganbare, które po książce Ganbare! Warsztaty umierania Katarzyny Boni kojarzyło mi się tylko i wyłącznie pozytywnie, dziwne jedzenie, lody o […]