Postaram się napisać spokojną, zrównoważoną i rzetelną recenzję tej książki, ale nie jestem do końca przekonana, czy mi się uda. Bo wiecie, są czasami takie książki, które po prostu chcecie wpychać innym ludziom do gardeł, chcecie ich zmusić do przeczytania i najlepiej wtedy stać nad nimi i patrzeć, jak czytają, żeby mieć pewność, że to zrobią. I jeszcze obserwować ich twarz bardzo dokładnie, żeby wyszukiwać wszelkie znamiona zachwytu, który towarzyszył Wam podczas lektury. Znacie to, wiem, że znacie 😉
Ja też tak mam. Może rzadziej przy powieściach, przy których trzeba być wrażliwym na język i doceniać wszelakie niuanse. Ja częściej chcę wpychać ludziom książki, które mówią o czymś fajnym, które prezentują niewiarygodne historie i niesamowitych bohaterów. A jak zobaczyłam książkę Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem aż sobie poklaskałam z radości. Jeśli jeszcze jest ktoś, kto nie wie, że uwielbiam Olka Dobę, to powtarzam jeszcze raz – uwielbiam Olka Dobę 🙂 Ale nie będę męczyć Was znowu moimi wyznaniami – odsyłam Was do poprzednich tekstów. O Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean pisałam rok temu akurat w dzień jego siedemdziesiątych urodzin, a o Na oceanie nie ma ciszy prawie dwa lata temu. Zacznijcie od tego drugiego tekstu, bo tam dokładniej przedstawiam Dobę.
Tutaj napiszę tylko jedno. Gość przepłynął Atlantyk. Kajakiem. Sam. Używając wyłącznie siły swoich rąk. Pierwszy raz jak miał 67 lat. Do tej pory zrobił to trzy razy. I nikt inny na całym świecie poza nim tego nie zrobił.
Zrobienie z tej historii opowieści dla dzieci jest absolutnie fantastycznym pomysłem. Jestem zakochana w książce wydawnictwa Druga Noga. Autorką tekstu jest Agata Loth-Ignaciuk, a autorem ilustracji jest Bartłomiej Iganciuk. Razem stworzyli są niepowtarzalnego. To takie małe dzieło sztuki, taka książka, która właściwie jest opowieścią graficzną, choć nie komiksem. Od najdrobniejszych szczegółów (wklejki w fale wewnątrz okładki, małego delfinka na pierwszej karcie) aż po ogólne wrażenie, jakie książka miała wywołać – wszystko jest przemyślane i dopasowane. Tekst jest o dwóch pierwszych wyprawach Olka Doby, ale nie tylko. To opowieść o nim samym, o jego początkach, o Oceanie Atlantyckim. A przede wszystkim to opowieść o pasji, o realizacji swoich marzeń. To Olek Doba skutecznie mnie wyleczył z mówienia, że coś się udało – nie udało się, ty to zrobiłeś. I tak samo przejęłam jego podejście do marzeń – one się nie spełniają, je się realizuje. Tekst nie zajmuje wiele miejsca, jednak jest go wystarczająco, by poznać szczegóły wyprawy, trochę się pośmiać, czasami się wzruszyć, dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy i zainspirować się. Napisany jest idealnie dla dzieci, choć powiem szczerze, że i ja miałam niesamowitą frajdę z czytania. Ciekawi was jak się załatwiać na środku oceanu? Albo jak wygląda kąpiel z rekinem? A może jak zrobić rynnę z opakowania po ciastkach, kogo można spotkać na środku oceanu, jak wygląda atlantyckie menu i czy sushi potrafi latać? Konkretna wiedza, mnóstwo przydatnych informacji i takich nie najłatwiejszych do wyjaśnienia w prosty sposób. A tu autorka poradziła sobie znakomicie!
Cała historia podzielona jest na etapy – najpierw mamy opisane przygotowania, potem początek wyprawy, codzienność (jest nawet przepis na kawę środkowooceaniczną!), rozdział poświęcony nawigacji i oczywiście żywiołom i awariom, bo podczas takich wypraw nie mogło się obyć bez przygód.
Forma graficzna książki bardzo mi się podoba. Nigdy tak naprawdę nie wiemy, w którym miejscu znajdziemy tekst. Na jednej stronie może być po prawej stronie, na drugiej po lewej, może być na górze, albo na dole. Może może być sam na pustej stronie, może towarzyszyć jakiejś ilustracji, a może nie być go wcale. Ilustracje są stylizowane na technikę drzeworytu, co mi osobiście bardzo się podoba. Całość książki jest minimalistyczna, utrzymana w niebiesko-białej tonacji, jedynie czarna kreska z ilustracji nadaje mocniejszy ton. To wszystko razem powoduje niesamowite wrażenie i sprawia, że książka bardzo wyróżnia się na tle innych kolorowych książek dla dzieci.
Ale najbardziej wyróżnia ją bohater! Olek Doba był oczywiście konsultantem przy tworzeniu tego projektu. A ja szalenie się cieszę, że taka książka powstała. Jeśli chcecie sprawić komuś wyjątkowy prezent, kupcie właśnie tę książkę. Może być w zestawie z poprzednimi książkami o Olku. Nie znam chyba osoby, która miałaby tyle energii, była tak pozytywnie nastawiona do wszystkiego, nie narzekała, a po prostu robiła swoje. Przy tym Doba za każdym razem jest zdziwiony tym, że ktoś się dziwi, że przepłynął kajakiem ocean. Bo to przecież w sumie nic wielkiego. Jest naprawdę niesamowity, to wyjątkowy człowiek, którego warto znać i śledzić jego poczynania. I przede wszystkim zainspirować się – nawet jeśli nie do oceanicznej wyprawy, to do uśmiechu na twarzy, pozytywnej energii i konkretnych działań w celu zrealizowania swoich marzeń. Piękna książka!
PS Chrześniak miał ją dostać pod choinkę, ale muszę się nią jeszcze nacieszyć!
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Doba to pozytywnie szalony gość, ale to oczywista oczywistość. Poza tym bardzo podoba mi się zdjęcie z kajakiem na maluchu 🙂
Nawet nie wiedziałam, że mój męski imiennik wydał tyle książek. I to jakich! Jakaż ze mnie ignorantka… Muszę to nadrobić i najchętniej zacznę od albumu 🙂
[…] Bardzo polecam! O mojej miłości do Olka Doby już Wam nie muszę pisać. W recenzji książki Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem? znajdziecie wszystkie zachwyty potrzebne do namówienia Was na wybranie tej książki […]
Człowiek-cud:) Książka-cud!
Dokładnie 🙂
[…] już wielokrotnie i o tym, że te książki muszą znaleźć się w Waszych biblioteczkach. O Dobie na oceanie przeczytacie na blogu,o tej drugiej też, ale dopiero za […]